Kopytka

Muszę się przyznać, że do dzisiejszego obiadu proszonego (do tego przyszło więcej osób niż się spodziewałem, w zasadzie 4 razy więcej), kopytka przygotowałem dzień wcześniej. Czyli wczoraj. Zrobiłem to z dość prozaicznego powodu. Robiłem je pierwszy raz w życiu i bałem się, że jeśli nie wyjdą, to będzie masakra, ale będę miał czas, żeby to poprawić. I dobrze zrobiłem. To znaczy, nie robiłem ich drugi raz, ale jednak kopytka dnia następnego są, moim bardzo skromnym zdaniem, dużo lepsze. To znaczy moje były, bo o ile wczoraj wydawały mi się za miękkie i mało smaczne, dzisiaj zostały ocenione zupełnie przyzwoicie przez moich degustatorów.

Chyba będę je robił częściej (o co nie trudno, skoro robiłem pierwszy raz), ponieważ wydają się bardzo wdzięczne. Szczególnie do potraw z sosami. Dzisiaj nie było co prawda takiego klasycznego sosu, jednak mogłem na nich położyć przyzwoite jabłka i morele, które udusiłem razem z kaczą piersią. No i oczywiście polałem wytopionym z kaczych piersi tłuszczykiem. Pycha bomba kaloryczna.

Metryczka:

Czas przygotowania: 90 minut (tak długo mi zajęło, bo jak ugotowałem ziemniaki, to potem czekałem, aż wystygną długo, potem zrobiłem ciasto, znów gotowałem wodę, jakoś zeszło)

Dla ilu osób: dla 3 osób

Ile to ma kalorii: spytajcie w Poznaniu, oni się tam znają na pyrach

Składniki na kopytka:

  • Około kilograma obranych ziemniaków (pyr, kartofli – jak kto woli)
  • szklanka mąki (tak mniej więcej, czasem trzeba trochę dosypać)
  • jedno jajo kurze
  • łyżka soli
  • kapka oliwy z oliwek (w sumie nie wiem po co, ale dodałem, bo myślałem, że inaczej mi się te kopytka zupełnie posklejają)
  • czarny mielony pieprz

Przepis (głównie gotowanie, podwójne i wyrabianie):

Przepis oczywiście jest wyjątkowo prymitywny, chociaż muszę przyznać, że samo wyrabianie ciasta na kopytka stresuje. To jednak za chwilę. Najpierw ugotowałem obrane ziemniaki w lekko osolonej wodzie (zajmuje to około 20 minut). A, dla zupełnych laików, ziemniaki wkłada się do zimnej wody i wtedy wstawia garnek na „ogień” (a nie jak np ryż, czy makaron, wrzuca do gotującej). Starałem się, żeby się nie rozgotowały. To chyba był błąd, ponieważ było mi je trudno potem rozgnieść do gładkiej masy (czyli wyeliminowania ziemniaczanych grudek).

Po ugotowaniu lekko je wystudziłem i zgniotłem do w miarę gładkiej masy. Odstawiłem, żeby ostygły zupełnie. Kiedy Bayern zdążył strzelić Borussi trzy bramki, ziemniaki ostygły. No i teraz zaczyna się cała sztuka kopytkowa. Rozgniecione ziemniaki (a bardziej już puree z ziemniaków) uformowałem wysokim garnku w kopczyk, na środku którego zrobiłem dziurę (taki wulkan z kraterem). Do krateru wbiłem jajo kurzę oraz dosypałem mąkę. Jeszcze nie od razu całą, tylko tak 3/4 szklanki. No i najpierw wymieszałem łyżką (na tym etapie tworzenia ciasta, zawsze wychodzę z założenia, że po co już cioprać ręce, skoro i tak pewnie zaraz będzie trzeba dodać mąki). Oczywiście okazało się, że trzeba dosypać mąki i tak zrobiłem.

W tym momencie liczą się tylko sprawne ręce. Ciasto zagniotłem szybko i dość sprawnie, tak żeby było jednolite i nie kleiło się  do garnka. Do łepek kleiło mi się dalej, więc poszedłem je umyć. Czystymi łapkami jeszcze chwilę powyrabiałem i gotowe. Kulkę ciasta podzieliłem na 4 mniejsze kulki, z których uformowałem długie na około 25 cm warkocze. Z każdego z nich wykroiłem kopytka o szerokości nie większej niż 1 – 2 cm.

Zagotowałem wodę, którą lekko osoliłem i dodałem do niej kilka kropli oliwy i wrzuciłem kopytka. Nie wszystkie (robiłem to na 3 rzuty). Za każdym razem lekko mieszając w garnku cedzakiem, żeby się kopytka nie posklejały. Kiedy wypłynęły na wierz gotowałem jeszcze z 3 minuty i wyciągałem na talerz cedzakiem.

Kopytka wyszły obślizgłe i strasznie mokre. Po spróbowaniu zupełnie wydawały się za miękkie. Poczekałem aż wystygną. Zimne nie były już tak miękkie i uznałem, że nie perfekcyjne, ale na dzisiejszy obiad mogą być. Włożyłem je do wysokiej miski i delikatnie polałem kilkoma kroplami oliwy. Przemieszałem i do lodówki.

Dzisiaj przed samym obiadem, posypałem je mielonym czarnym pieprzem i podgrzałem na kilku kroplach oliwy. Efekt mnie zaskoczył, ale też potwierdził moją tezę, że smakują najlepiej odgrzane. Smacznego!

baner_eboka

kopytka_1

Zobacz podobne przepisy:

Komentarze

Fatal error: Uncaught Exception: 12: REST API is deprecated for versions v2.1 and higher (12) thrown in /wp-content/plugins/seo-facebook-comments/facebook/base_facebook.php on line 1273