W tym tygodniu mocno grzeszyłem. Nie dość, że zjadłem hamburgera w Maku, to jeszcze jednego (ale malusiego, w ramach menu lunchowego), zjadłem w Prostej Historii. No ale raz się żyje. Dzisiaj postanowiłem, że zrobię sobie wołowego (a jakiż może być inny) hamburgera sam. Dzisiaj zjadłem tylko dwa posiłki i jeść już nie zamierzam. Wiem, że to kompletnie nie jest zgodne z podstawowymi zasadami żywienia (dla usprawiedliwienia dodam, że zjem jeszcze na kolację grejpfruta). Ale dietetycy, I don’t care.
Wracając do meritum. Oczywiście wiem, że chodzicie pewnie na te hamburgery to różnych bobich burgerów, warburgerów, barn burgerów i takich tam, a spokojnie moglibyście sobie zrobić je w domu. Nie zajmuje to wcale wiele czasu. No co prawda w czasie smażenia może trochę zapachów się unosić po mieszkaniu, jednak przyjemność z jedzenia takiego własnego hambugsa nieporównywalna.
Kiedyś wrzuciłem zdjęcie mojego burgera z frytami (chyba można je nazwać belgijskie) na prywatnego walla na fejsie i następnego dnia miałem wizytę koleżanki. Co prawda więcej mnie już nie chciała odwiedzać, a niedługo potem wyprowadziła się daleko od Warszawy. Jednak mam nadzieję, że to nie „zasługa” mojej kuchni. Jola pozdrawiam gorąco.
Co to za burgera dzisiaj zmontowałem. No średnio tradycyjnego, ponieważ na pewno nie ma w nim sałaty (a czemu nie ma, bo nie miałem, bo zapomniałem, „a skleroza to moja siostra rodzona”). Jest za to przysmażona, słodka cebulka. Sosik słodko – ostry, no i dodatki dość tradycyjne (no może poza marynowanym jalapeno). Miód w gębie. Niemal dosłownie.
Metryczka:
Czas przygotowania: 20 minut
Dla ilu osób: czy jednym hamburgerem można się podzielić? nie
Ile to ma kalorii: hehehe, bez komentarza
Składniki na super hambugsa wołowego:
- 150 gram dobrej jakości mielonego mięsa wołowego (nie takiego z paki z marketu, tylko zmielonego w domu lub przez miłą panią z mięsnego)
- 1 plasterek bekonu od chłopa (no i niech mi teraz ktoś powie, że moje „leniwej baby” to szowinizm, bekon można nazwać od chłopa, szynki czy kiełbasy „od baby” nigdy nie widziałem, ach ta poprawność…)
- bułka (ja miałem taką sporą, może nawet ciut za grubą bułkę włoską, ale z jaką lubicie)
- pół średniej wielkości cebuli
- dwa plasterki pomidora (niespecjalnie grube)
- dwa plasterki świeżego ogórka
- 4 marynowane papryczki jalapeno
- dwie łyżeczki ostrej angielskiej musztardy
- dwie łyżkeczki słodkiej musztardy (z miodem, ja użyłem Develey)
- dwie łyżeczki ketchupu (u mnie był to Hainz)
- oliwa z oliwek
- pół łyżki masła
- sól
- mielony czarny pieprz
- dwie łyżeczki cukru
Przepis (będzie śmierdziało):
Ok więc zaczynamy. Ważne w przygotowaniu hamburgera jest to, żeby najlepiej mieć wszystko dobrze zgrane. Wtedy faktycznie zmieścimy się w tych 20 minutach, no i będziemy jeść ciepłe danie.
Z zimnego mięsa (dobrze, żeby przed zrobieniem około 20 minut postało w lodówce) formułuję mocno zbitą kulkę wielkości ciut mniejszej niż piłka do tenisa ziemnego (nie piłeczki ping-pongowej). Mięsa oczywiście niczym wcześniej nie doprawiam. Sama zmielona wołowina. Odstawiam.
Następnie rozgrzewam na patelni masło z odrobiną oliwy z oliwek (dosłownie kilka kropli). Kroję cebulę na drobne kawałki i wrzucam na patelnię. Od razu dodaję dwie łyżeczki cukru. Cebulka ma się ładnie „skarmelizować”, mieć piękny brązowy kolor, być słodka w smaku, ale się nie przypalić. Więc uwaga z „ogniem” (u mnie 5 w skali 1 – 10).
Kiedy cebulka się smaży, kroję warzywa. Dwa plasterki pomidora, dwa plasterki ogórka i wykładam na talerzy (tam gdzie jest już pomidor z ogórkiem) papryczki jalapeno. Następnie mieszam cebulkę (naprawdę uważać trzeba, żeby się nie przypaliła, a to ważne, bo wszystko robimy cały czas na tej samej patelni) i przygotowuję sos.
Do miseczki wkładam dwie łyżeczki musztardy angielskiej, dwie łyżeczki musztardy słodkiej oraz dwie łyżeczki ketchupu (łagodnego). Dodaje do nich odrobinę (mniej niż szczyptę) soli i pieprzu oraz kilka kropel oliwy. Wszystko dokładnie mieszam. Sos gotowy.
Bułkę kroję na pół. Kiedy cebulka jest gotowa, przekładam ją z patelni do miseczki.
Teraz, jeśli nie słuchaliście jeszcze (a jak słuchaliście, to tym bardziej), możecie sobie puścić Hiromi (tutaj link) i akurat jak będą oklaski, to powinniście mieć hamburgera na talerzu. A oklaski tym bardziej będą zasłużone 🙂
Na patelnie, na której była cebulka kładę środkiem do dołu (czyli wewnętrzną częścią) obie połówki buły. Zwiększam „ogień” do 6 (w mojej skali 1 – 10). Nawet można te bułki docisnąć i ściągnąć nimi cały pozostały tłuszcz po smażeniu cebuli. Kiedy łapią kolor (ale oczywiście się nie przypalą), ściągam je i na patelnie wrzucam plasterek bekonu (bułki lądują w lekko nagrzanym piekarniku, żeby były ciepłe). Po około 40 sekundach przewracam na drugą stronę, czekam kolejne 40 sekund i ściągam z patelni. Zwiększam „ogień” pod tą samą patelnią do 8 (w mojej skali 1 – 10).
Moją mięsną kulkę teraz dopiero posypuje z jednej strony szczyptą soli i kładę tą kulkę solą do góry na patelni. Czekam 30 sekund i obracam na stronę z solą. Wtedy sypię szczyptą soli górę kulki i zaczynam ją dociskać, formułując mojego hamburgera. Dociskam stalową szpatułką. Jakiej grubości będzie hamburger zależy od tego jak mocno docisnę. Dzisiaj zrobiłem takiego na 8 milimetrów. Czyli cienkiego. Kiedy hamburger jest już okrągły i płatki (a nie kulką jak na początku), obracam go na drugą stronę i znów posypuję niewielką ilością soli. Po około minucie jeszcze raz przewracam, czekam do minuty (żeby się tylko nie spalił, jak lubicie bardziej krwistego możecie oczywiście ten czas skrócić) i voila gotowe. Kiedy to robię zawsze go trochę dociskam szpatułką, żeby wycisnąć z niego „krwiste soki” 🙂
Teraz czas na przygotowanie dania. Hamburgera kładę na ręczniku papierowym, żeby odciekł ewentualny tłuszcz i „woda”. Z piekarnika wyciągam bułki (nie zapomnijcie o nich, żeby się nie przypaliły, mają być tylko ciepłe). Górną i dolną wewnętrzną część bułki smaruje sosem. Na dolnej części kładę hamburgera, na jego wierzch układam bekon i cebulkę. Na to kładę pomidora, ogórek i papryczki. Przykrywam drugą połówką buły. Oklaski.
Pamiętajcie jeszcze o jednym. Pewnie jesteście przyzwyczajeni popijać tego hamburgera colą, albo innym świństwem (nie daj boże jakimiś Fritz-Kolami, Yerbatami czy Bombillami). Fu. Do takiego własnego hamburgera najlepiej pasuje (dzieci nie czytajcie) lampka, dwie, nie więcej, przyzwoitego czerwonego wytrawnego wina np. z rejonu Bordeaux. Tylko pamiętajcie, nie więcej niż dwie, bo po zbyt dużej dawce alkoholu, można zupełnie niekontrolowanie wysłać jakiegoś zabójczego smsa, do kogoś na kim Wam bardzo zależy. Smacznego!
Zobacz podobne przepisy:
- Klasyczny cheesburger wołowy
- Eggburger (czyli hamburger z jajkiem) mega ostry
- Tymiankowy burger
- Bitki wołowe w sosie z zielonego pieprzu
- Megaburger trochę inny
- Stek wołowy
- Tatar na kanapkę
- Kale burgers (czyli burger z jarmużu)