Nie przypominam sobie, choć to zupełnie możliwe, żebym pisał tutaj o najostrzejszej potrawie jaką jadłem w Chinach (jeśli pisałem, to pewnie też wspomniałem, że przy tamtej okazji jedyny raz mnie tak poważnie oszukano na kasę, wręczając w reszcie banknoty wydrukowane na domowym oki, czy innej drukarce ;). Zdziwicie się, ale były to ziemniaki. Takie małe kartofelki z lekko przypieczoną skórką dziwnie zaczerwienioną.
Było to w czasie pierwszej wyprawy do Chin, tak mniej więcej w 1999 roku, kiedy dało się jeszcze przepłynąć Trzema Przełomami Jangcy w, nazwijmy to, oryginalnym kształcie (czyli przed budową wielkiej tamy).
Wczoraj naszła mnie chęć na takie ziemniaki dość znienacka, ale aż tak, że w związku z tym, że skończyła mi się harissa, specjalnie udałem się do sklepu w celu jej poszukiwania. Niestety nie było. Kupiłem więc sambal oelek i choć do końca nie jest to 100% substytut harissy, do przygotowania ostrych ziemniaków nadaje się tak… jak każda ostra pasta z papryczek chili.
Wyszły raczej piekielnie niż ostre i polecam jedynie na wielką chęć zjedzenia ostrego dodatku. No ewentualnie na podlanie czymś sensownym, szczególnie w weekend. Zresztą mi dość mocno przypomina czasy studenckie, kiedy chodziło się po każdej imprezie (melanżu, czy jak to teraz nazywamy) na kebaba.
Ja studiowałem w Krakowie i to dość odległe czasy, ale te ówczesne kebaby, to nie było taki shit jak teraz większość. Naprawdę kompletnie inna jakość. Przede wszystkim było coś czuć poza sosem (mięso, ha?), niezależnie czy wzięło się wersję łagodną, średnią czy ostrą. Ale wracając do konkretów, czyli ziemniaków z tego przepisu, to raz, naprawdę raz zdarzyło mi się jeść ówczesnego, najlepszego krakowskiego kebaba z budy na placu wszystkich świętych, w wielkich bólach.
Wtedy kiedy po „nocnej jeździe” (być może nawet weekendowej) w odpowiedzi na pytanie „ostry?” (oni znali mnie już wtedy dość dobrze i wiedzieli, że zawsze biorę ostry), powiedziałem „kur…sko ostrego” (nie mam pojęcia komu wtedy chciałem zaimponować, tak to było dawno ;). I szczerze, te ziemniaki też raczej są z tego rozdania. Polecam.
Metryczka:
Czas przygotowania: 15 minut
Czas pieczenia: 15 minut
Temperatura pieczenia: 250 stopni Celsjusza
Dla ilu osób: ile tam chcecie ziemniaków, tyle zróbcie, ja byłem w stanie zjeść 4 nieduże
Ile ma kalorii: wypala wszystkie kalorie, nawet już te spalone
Składniki na bardzo ostre ziemniaki:
- kilka obranych niedużych ziemniaków
- 2 łyżeczki sambal oelek (czyli indonezyjska pasta z chili), może być też harissa
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- pół łyżeczki czarnego mielonego pieprzu
- sól
Przepis na ziemniaki na ostro:
Ziemniaki obrałem i gotowałem dokładnie 15 minut w lekko osolonej wodzie. Po tym czasie odcedziłem i odstawiłem do ostygnięcia.
W średniej misce przygotowałem piekielnie ostrą pastę do ziemniaków: dałem dwie łyżeczki ostrej pasty chili sambal oelek (pierwotnie chciałem harissę, ale że mi się skończyła, użyłem indonezyjskiego jej substytutu (choć do końca nie smakują tak samo), łyżkę oliwy, pół łyżeczki czarnego mielonego pieprzu i szczyptę soli.
Rozgrzałem piekarnik do temperatury 250 stopni Celsjusza.
Ostudzone ziemniaki obtoczyłem w przygotowanej wcześniej paście i na folii aluminiowej piekłem w piekarniku około 15 minut. Danie gotowe. Jest piekielnie ostre, ale jak zwykle smacznego 🙂
Zobacz podobne przepisy:
- Pieczone ziemniaki w całości
- Chipsy ziemniaczane z piekarnika
- Pieczone ziemniaki z ziołami
- Makaron z cukinią
- Frytki
- Zupa krem z brokułów
- Kopytka
- Stripsy z indyka (obiad dla dziecka)