Podobno taki co przyjechał do Warszawy i to się jakoś ogarnął, zamieszkał itd., ale jeździ w rodzinne strony co czas jakiś, do tego mieszka na Wilanowie, to „słoik”. Mówią też leming, ale w kuchni nigdy żadnego leminga nie znalazłem, do słoika mi bliżej.
Ja mieszkam już w Warszawie 10 lat, chociaż jak gdyby ktoś kilkanaście lat temu powiedział, że będę mieszkał w Warszawie, co więcej Warszawę bardzo lubił, to bym mu czarną polewkę podał. Generalnie to poza tym, że pochodzę z Czeladzi (stąd pomysł na „sernik czeladzki„), więc z Zagłębia Dąbrowskiego (nigdy, przenigdy w moim towarzystwie nie mylić ze Śląskiem). Z Czeladzi, która jest małym miasteczkiem z prawie 900 letnią historią, ale bez dworca (tak, dokuczali ci z Sosnowca). No i mam „małomiasteczkową mentalność”. To gdzieś po drodze wykoleiłem się w Krakowie, który swego czasu pokochałem.
Dzisiaj już wiem dlaczego. Wiem też dlaczego za Krakowem specjalnie już nie przepadam. Ale to osobna, długa i zawiła historia. Pokochałem z powodu iście prozaicznego. Jak się studiuje na UJ, a do tego mieszka w obrębie plant to nie da się nie lubić tego miejsca. A wiadomo, studia ciężki okres w życiu człowieka. Szczególnie człowieka „z obrębu plant”.
No więc jak się znalazłem w Warszawie? Przypadek, który często kieruje moim życiem. Wracałem… zgadnijcie skąd? Z Chin wracałem. Ale nie tak jak się obecnie wraca z Chin, tylko kolejką. Taką kolejką transsyberyjską najpierw, a potem naszą rodziną PKP. No i w Terespolu spotkał mnie i mojego współtowarzysza podróży dylemat. Ogromnych rozmiarów. Musicie wiedzieć, że wracając z tego rodzaju podróży, ostatnie dni były nędzne. W sensie kasy brak. Ale zawsze było gdzieś odliczone na bilety kolejowe. No i w Terespolu, już po przekroczeniu granicy pociągiem „przemytników”, pojawił się rzeczony dylemat. Czy kupić bezpośrednie bilety do Sosnowca (tak tam mają dworzec), czy kupić bilety do Warszawy (tam przenocować u znajomych i pożyczyć kasę na pociąg do Sosnowca następnego dnia) i coś do zjedzenia. No i zadzwoniliśmy do znajomych, którzy wręcz napraszali się, żeby nam pożyczyć. Więc i pojedzeni i radzi zawitaliśmy w niedzielę do Warszawy. Było wesoło. STOP. Nie czas opowiadać imprezowne historie, dwóch facetów spragnionych polskiego piwa po 2,5 miesiącach spędzonych w Azji. Ważne co się stało dalej. W poniedziałek późnym popołudniem ruszyliśmy pociągiem do Sosnowca, a że to były jeszcze czasy, w których do pociągu się kupowało gazetę, znalazłem w Gazeta Praca (wtedy jeszcze tak się nazywającym dodatku do Gazety Wyborczej) ogłoszenie, które zmieniło i moje życie i podejście do miasta stołecznego Warszawy 🙂
Wracając jednak do „słoików” to ja niestety słoikiem nie jestem. Niestety dlatego, że raczej jestem „brzuchem”. Nie przywożę tutaj w słoiku, tylko w brzuchu. Więc od dzisiaj do świąt… no wiecie, oszczędzanie kalorii.
Przepraszam za przydługi wstępniak, ale przepis dostałem od mamy w „Wordzie”. Jadąc dzisiaj z Częstochowy napisałem smsa „mama prześlij mailem przepis na roladki”. Dojechałem do Warszawy, już był w skrzynce pocztowej. Więc musiałem nadrobić pisarstwo w tym miejscu.
A same roladki? Niby proste, ale wybitne. Zupełnie inny smak kurczaka, wyśmienity smak i ten sosik. Polecam. Mamo świetny przepis, zawsze potrafisz mnie czymś kulinarnym zaskoczyć. Dziękuje.
Metryczka:
Czas przygotowania: 20 minut
Czas smażenia/gotowania: około godzina
Dla ilu osób: dla 6 osób
Ile to ma kalorii: „brzuch” się nie zastanawia
Składniki na wyborne roladki z piersi kurczaka:
- 2 podwójne piersi kurczaka (podwójne piersi rozcinamy na pół)
- 4 ząbki czosnku
- ser pleśniowy
- koperek świeży lub rukola
- pieprz, sól, lubczyk (mielone)
- cały pieprz biały i czerwony (po kilkanaście sztuk)
- szklanka wina białego wytrawnego (przypis Prymitywnej Kuchni: ja tam bym wlał dwie)
- pół szklanki śmietany (do sosów)
- 1,5 łyżeczki mąki pszennej
- drewniane wykałaczki (16 sztuk)
Przepis (mama pisze, w końcu przepis po ludzku, a nie taki „zrobiłem to, zrobiłem tamto”):
Piersi z kurczaka myjemy, osuszamy ręcznikiem papierowym. Podwójne piersi rozcinamy na pół, od każdej odcinamy małe , odstające kawałki mięsa (można je potem wykorzystać do obsmażenia dla Ninusi – przypis Prymitywnej Kuchni: mama, mojemu dziecku resztki… ;), wycinamy błonki, kawałki chrząstki.
Każdą z 4 piersi przecinamy wzdłuż na dwa plastry. Uzyskane 8 plastrów rozbijamy delikatnie tłuczkiem do mięsa (żeby nie zrobić dziur w plastrach najlepiej na mięsie położyć woreczek foliowy i dopiero wtedy użyć tłuczka). Płaty oprószyć solą, pieprzem, suszonym lubczykiem, przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Włożyć na 1-2 godziny do lodówki.
Po wyjęciu z lodówki na każdy plaster położyć kawałek sera pleśniowego, gałązkę koperku lub rukoli (albo to i to) i starannie zawinąć w roladkę. Spiąć każdą roladkę 2 wykałaczkami (przypis Prymitywnej Kuchni: w jednej z roladek, które jadłem dzisiaj znalazłem 3 wykałaczki) – warto stosować zasadę – w każdej roladce tyle samo wykałaczek (po usmażeniu wykałaczki należy usunąć, więc musimy pamiętać ile ich było, ale jeżeli się nie zdąży (i tak bywa), to wtedy uprzedzamy gości – „uwaga: dwie wykałaczki” – ale to wersja mało elegancka, która ja niestety zastosowałam wczoraj).
Roladki wykładamy do rondla na dobrze rozgrzaną oliwę, obsmażamy z dwóch stron (mają się ładnie zarumienić). Następnie zmniejszamy gaz, wlewamy pół szklanki wina wsypujemy pieprz w całości, przykrywamy pokrywką i dusimy na małym ogniu. Zaglądamy czy wino nie wyparowało, dolewamy drugie pół szklanki, można odrobinę wody.
Dusimy pod przykrywką (może to trwać około godziny, no nie wiem, może mniej). Sosik dosalamy i dopieprzamy do smaku, pół szklanki śmietany do sosów i 1,5 łyżeczki mąki „roztrzepujemy” i przez sitko (żeby nie było grudek) wlewamy do sosu, zagotowujemy sos na bardzo małym ogniu.
Wyjmujemy roladki z sosu, jak trochę ostygną wyjmujemy z nich delikatnie wykałaczki (pamiętamy w każdej były dwie), wkładamy ponownie do sosu, lekko zagotowujemy i gotowe do spożycia. Na stół można podawać roladki i oddzielnie sos (wtedy sosu trzeba zrobić więcej). Smacznego!
Update mamy: [przepis był roboczy, a Ty bez korekt go dałeś (poza tym, to co się odcina to najlepsze w piersi -takie polędwiczki piersiowe (sama najbardziej tą część lubię) i one były dla Ninki – do Prymitywnej Kuchni wnoszę uwagę i domagam się korekty]
Zobacz podobne przepisy:
- Roladki z indyka (z ogórkiem i szynką)
- Kurczak na szpinaku
- Roladki schabowe z zielonym szparagiem
- Pierś kurczaka a la gyros
- Lekkie sajgonki
- Rosół
- Sałata z kurczakiem grillowanym na ostro
- Rosół tylko z kurczaka