Wypadałoby napisać „Witam w Nowym Roku, wszystkiego dobrego!”. Wypadałoby. Ale tak plackami, do tego ziemniaczanymi. Dobrze chociaż, że jest piątek, bo to postne danie będzie ze śmietaną.
Właśnie, cholera, znacie moją Mission Impossible 2014? No to placki idealnie pasują, co? Idealne, żeby się odchudzić…
Chociaż w sumie jakby się tak zastanowić, to przecież każdy bohater kina akcji najpierw dostaje w pierdalol, żeby się potem podnieść. Równie ważny, obok elementu walki, jest też motyw rozpoznania przeciwnika. Zobaczcie np. co Bond, James Bond w ostatnim odcinku „Skyfall” (BTW: moim zdaniem najlepszym z serii, zresztą Craig jest zdecydowanie najlepszym Bondem ever i ever) musiał przeżyć, żeby skończyło się w sumie… hm, no nie najlepiej. Mogłoby być lepiej przynajmniej.
No ale niech w takim razie te placki będą dla mnie rozpoznaniem przeciwnika (jakbym do tej pory go nie znał;) Niech porządnie mnie zleją, a ja się podniosę i zrealizuję moją „Mission Impossible 2014: zachować bloga i się odchudzić”. Podniosę się bo „mam tę moc„, jak już się zrobiło tak „filmowo”.
No nie tylko tą, która w „oblicza chłodu mnie pcha” (ten mam na pewno). Mam nadzieje, że mam też tę moc do wypełnienia misji 2014. A skąd na to pomysł? Przyznam, że nie wszystkie filmy, które podobają się mojej córci, lubię i ja. Ten jednak „Kraina Lodu” (Frozen), naprawdę bardzo bardzo (świetny Mozil, Ninka zakochana przez to w bałwanku Olafie, dla mnie scenka u bacy przednia). No a przy okazji wczorajszej wizyty z Ninką w empiku po nowe książki, wpadł nam pomysł poszukania płyty z muzyką z filmu. No i bingo. W samochodzie prześpiewaliśmy całą płytę 🙂 a Ninka przesłuchała ją jeszcze 3 razy wieczorem. Więc mamy tę moc. I Wam tej mocy w 2014 życzę. A przeciwności niech będą tylko „do rozpracowania”.
Wracając do placków, przepis powiedział mi wczoraj tata, bo mnie jakoś ochota naszła. Więc zero eksperymentów, robimy jak tata nakazał.
[Przy okazji tego wpisu, dorzuciłem na stronę dodatkowy claim wyjaśniający słowo „przepis” – lekki jak Grochola, wytrawny jak Coelho 😉 mam nadzieje, że się kwalifikuję]
Metryczka:
Czas przygotowania: 40 minut
Dla ilu osób: 4 osób
Ile to ma kalorii: jeśli poczyniliście tak zwane plany noworoczne dotyczące odchudzania, lepiej spadajcie tu
Składniki na mega placki ziemniaczane:
- 15 średnich ziemniaków (w wersji poznańskiej pyr, w wersji wschodniej kartoszki)
- 2 średnie cebule
- 2 kurze jajca
- 5 – 6 łyżkek mąki pszennej
- sól
- czarny mielony pieprz
- oliwa z oliwek
- gęsta śmietana
Przepis (pierwszy w MI: 2014):
Zacząłem klasycznie od obrania ziemniaków (kartofli, pyr, jak kto woli). Obrałem też cebulę. No i teraz się zdziwicie, ponieważ normalnie starłbym ziemniaki i cebulę na tarce (jeśli znacie mojego ebooka „Prymitywna książka o gotowaniu z przepisami, część 1„, to wiecie czemu). Jednak jeszcze mi się zostało na południu po świętach, więc dysponuje tutaj sprzętem ciężkim. Idealnym do misji impossible 2014.
Dlatego ziemniaki i cebulę starłem robotem kuchennym (jakąś mega nie z tej ziemi przystawką). Więc była prościzna. Kiedy były już starte (ziemniaki i nie zapomnijcie o cebuli) z robota przerzuciłem do michy i odlałem część wody, która wylazła z ziemniaków. Do michy wrzuciłem dwa kurze jaja, trochę soli i pieprzu do smaku i dokładnie wymieszałem. Następnie dodałem z 6 łyżek mąki pszennej i znów wymieszałem. Ciasto powinno być trochę bardziej gęste niż to do naleśników. Voila.
Aha, tutaj pojawiła się uwaga taty, że obecnie, kiedy ziemniaki nie są już młode i bardzo wodniste, to takie zestawienie składników jest ok. Jednak jeśli ziemniaki będą zbyt wodniste, to dobrze dodać pół lub łyżkę nawet mąki ziemniaczanej do ciasta. Teraz nie trzeba (chyba, że macie pyry z Maroko).
No i tak przygotowane ciasto wylewałem na patelnię z dobrze rozgrzaną oliwą (pierwsze pytanie do taty było „czy to trzeba smażyć na smalcu?”, na szczęście da się na oliwie). Wielkość placka zależy od upodobania, ja miałem ochotę na takie większe. Więc taki sobie uformowałem. Ważne, żeby przewracać, kiedy na górze się już zacznie ścinać. Pieczenie jednego sporego placka trwa znacznie dłużej, niż np. naleśnika. Przed podaniem osuszyłem jeszcze z tłuszczu na talerzu wyłożonym papierowym ręcznikiem. Gotowe placki polałem kwaśną śmietaną i dopieprzyłem do smaku. Wyszły niezłe, ale przyznam, że następnym razem zrobię z sosem węgierskim (ale to już chyba w 2015;). Smacznego!
Zobacz podobne przepisy:
- Pieczone ziemniaki w całości
- Pieczone ziemniaki z ziołami
- Piekielnie ostre ziemniaki
- Kopytka
- Gyros z kurczaka
- Tarte flambee
- Placuszki gruszkowo cynamonowe
- Zupa krem z cukinii