Napiszę tak, jak się stąpa po lodzie, to można się… Tak może się przewrócić. To poprawnie politycznie napisane. Więc obawiam się, że dzisiaj stąpam po lodzie. Trzeci gościnny przepis Kai. Do tego, co widzicie poniżej, ale też przy okazji placków wegańskich i musu daktylowego, Kaja zaczęła pisać wstępniaki. Tak, oczywiście jej ulubionym bohaterem jest pewien Pan na J. Tego akurat się nie obawiam. Ale co jeśli zdominuje mojego bloga?
Na koncertach częste są występy zaproszonych gości. Ale jednak nie daje się gościowi śpiewać przez pół koncertu, nie? Przytoczę tylko słuchany przeze mnie ostatnio (o czym już pisałem przy okazji placków wegańskich) koncertów bez prądu Kultu. Tam na scenę wychodzi Dr Yry i zaczyna wstępniaka, jakby był głównodowodzącym Armii Kazika. Co więcej pozwala sobie na uwagi dotyczące urody Kazika. Brzmi to bardzo fajnie. Mniej więcej tak, Kazik zanim go zaprasza na scenę mówi, że koncert jest nagrywany na wideo i że kazali mu patrzyć raz w lewo, raz w prawo, żeby kamery pokazywały go en face. Potem wychodzi Yry i mówi, „a mnie pozwolili patrzeć gdzie chcę…. jestem ładniejszy!” (tu możecie porównać urodę obu panów).
No i własnie, pewnie zwróciliście już uwagę, że Kaja nie dość, że dużo młodsza ode mnie (prawie dekadę), więc pisząca językiem zrozumiałym pewnie i dla gimnazjalistów. Do tego pisząca zdrowe przepisy (na Prymitywna Kuchnia – sic!). Przede wszystkim jednak robiąca ładniejsze zdjęcia tym swoim przepisom. To jest ta szpila w moją stronę. Dlatego Kaju apeluje, chętnie zaproszę Cię nie raz jeszcze na scenę Prymitywnej Kuchni, ale chociaż jeden raz, Jeden, jedyny raz zrób brzydkie zdjęcie swojej potrawie. Prawie raz Ci się udało przy okazji wegańskich placków, ale się nie liczy, bo to nie zdjęcie było złe, tylko placki przypalone :p
No i pisz często o Panu J. Oddaje scenę Kai.
Aha, muszę się jeszcze odciąć od tego półmaratonu. Samo słowo już mnie męczy, dlatego usunąłem je z tytułu przepisu. Takie prawi Prymitywnej Cenzury, tfu, Kuchni.
„W zeszłym roku przebiegłam Półmaraton Warszawski. Lubię celebrować takie wydarzenia. Wymyśliłam więc, że zrobię z tej okazji jakieś dobre ciacho – szukałam inspiracji w internecie i wynalazłam sticky toffee pudding – podobno tradycyjny brytyjski wypiek – dla mnie idealne, żeby uzupełnić utracone węglowodany. Ciasto najlepsze jest jeszcze ciepłe (tak sugerowali w internetach), więc postanowiłam zostawić sobie przyjemność pieczenia na po biegu.
Dla tych, którzy się nie orientują przypomnę tylko, że 8 Półmaraton Warszawski odbywał się w marcu, przy minus 5 stopniach! Miałam zamarznięte palce u rąk i gałki oczne (ale chłód przynajmniej motywował do szybszego biegu i udało mi się ukończyć go w 2 h, choć planowałam 2:10). Na mecie czekało mnie jeszcze przygotowane specjalnie przez panią Gessler danko – zamarznięty makaron z suszonymi pomidorami i jabłko – też zamarznięte.
Po powrocie przyjęłam więc gratulacje, wzięłam ciepły prysznic i zabrałam się do roboty. Ciasto wyszło pyszne! To ciasto z tych, które smakują po prostu każdemu. Oraz z tych, którym nie można się oprzeć i których nie można przestać jeść (niżej dowód).
Robiłam je jeszcze przy kilku okazjach. M.in. na moje 26 urodziny (to te, co ostatnio obchodziłam J ) – no cóż, starczy powiedzieć, że goście wylizywali blachę (sic.). Jeden z nich był na diecie, poprosił więc o ciasto na wynos, dla domowników. Oczywiście spakowałam, 4 kawałki – lubię, gdy jak najwięcej osób może spróbować moich wypieków. Co prawda spodziewałam się jeszcze w nocy smsa z zachwytami i podziękowaniami, ale nic takiego nie miało miejsca. To samo następnego dnia. Później okazało się, że połowa ciasta została zjedzona jeszcze w trakcie jazdy mostem siekierkowskim, a reszta schowana głęboko w lodówce i dojedzona następnego dnia. Domownicy o cieście nigdy mieli się nie dowiedzieć…”
Metryczka:
Czas przygotowania: 30 minut
Czas pieczenia: 40 minut
Temperatura pieczenia: 180 stopni Celsjusza
Czas studzenia: i to jest najpiękniejsze, że można jeść prosto z pieca
Dla ilu osób: hmm, dla wielu, to porcja na średnią blachę. Starczy na małe przyjęcie.
Ile ma kalorii: to raczej z tych terakalorycznych
Składniki na odzyskanie mocy po półmaratonie warszawskim:
- 200 g suszonych daktyli
- 300 ml wody
- 100 g masła (w temperaturze pokojowej)
- 100 g ciemnego cukru trzcinowego Muscovado (koniecznie ten! Nie może być jasny – można go kupić w większości sklepów, na pewno w Almie)
- 2 jaja
- 200 g mąki pszennej
- szczypta soli (zawsze szefowie kuchni każą dawać, że to niby podkreśla słodycz)
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
Sos:
- 250 ml śmietanki kremówki (tak, to ta 36 proc. )
- 300 g ciemnego cukru trzcinowego Muscovado
Przepis (na sticky toffee pudding):
Zacząć należy od przygotowania daktyli (muszą wystygnąć zanim podamy je do ciasta). Wkładamy je z wodą do rondla, dodajemy sodę i gotujemy przez 10 minut. Blendujemy razem z wodą na gładką masę i odstawiamy do wystygnięcia (20 minut powinno wystarczyć).
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni (Celsjusza – przypis Prymitywna Kuchnia).
W tym czasie do miski wsypujemy cukier (100g) i miksujemy z masłem na gładką masę. Dokładany po jednym jajku i znów dokładnie mieszamy. Do masy dodajemy mąkę, proszek do pieczenia i sól i znowu miksujemy. Na koniec wlewamy masę daktylową i znowu … mieszamy. Gotowe. Ciasto wlewamy na średnią blachę wyłożoną papierem do pieczenia (ja użyłam tradycyjnej, prostokątnej jak na zdjęciu). Pieczemy ok. 40-45 minut (ale nie tak po prostu, zaraz wyjaśnię).
W czasie gdy ciasto jest już w piekarniku, w garnku podgrzewamy śmietankę z pozostałym cukrem – wystarczy, żeby chwilę się pogotowało. Po 25 minutach pieczenia – ciasto powinno już być wyrośnięte – uchylamy piekarnik, nakłuwamy ciasto (dosyć gęsto) patyczkiem (może być szaszłykowy) i wylewamy równomiernie na ciasto część sosu – najlepiej wylać połowę, ale tak, żeby się nie przelało. Pieczemy dalej, a po kolejnych 10 minutach wlewamy pozostały sos. Dopiekamy jeszcze kilka minut. Na koniec ciasto powinno wyglądać jakby było pokryte lawą (sos powinien oklejać ciasto).
Ciasto na ciepło idealnie smakuje z dobrymi lodami waniliowymi. Ale – o ile ktoś wytrzyma – pyszne jest też na zimno! Smacznego!