Zawsze kiedy jestem w Portugalii poluję na tamtejsze przystawki. Co ciekawe, nie każdy o tym wie, w Portugalii podaje się przystawki bez pytania (to jeszcze normalne, u nas, jak i w wielu europejskich krajach to po prostu poczęstunek od restauracji), ale to przystawka zazwyczaj (nie zawsze, ale w większości przypadków) jest płatna. Można oczywiście z niej zrezygnować i co ważne nie jest to faux pas.
Jak wpiszecie sobie w google „przystawki w Portugalii” to wyjdzie Wam wiele wyników i dowiecie się, że typową przystawką jest pasta z sardynek. Tak, zgadza się. Ta pasta jest bardzo dobra. Ja jednak zawsze poluje na oliwki.
Przyznam wprost i bez ogródek, nie poznałem prawdziwego smaku oliwek przed pierwszą wizytą w Portugalii. Było to mniej więcej w 2007 roku i to wspomnienie oliwek zapadło mi mocno w pamięć. Były idealne.
Generalnie ja zawsze lubiłem oliwki, ale u nas dominują oliwki z zalewie, które często używamy do robienia tzw. sałatki greckiej z serem feta. Te oliwki przestały mi kompletnie smakować (no może poza sałatką grecką i tymi wyłożonymi na pizzy) kiedy wróciłem z Portugalii.
Dlatego za każdym razem tam wracając czekałem zawsze na przystawkę, żeby wrócić do tego smaku. Aromatycznych oliwek nie wodnistych, rozmiękczonych, słonych. Oliwek o intensywnym ziołowym, mocno „oleistym” smaku. Czasem ostrych, a czasem niezwykle ziołowych i delikatnych. Podawanych zazwyczaj z pestkami. Nie ważne czy zielonych, czarnych czy czerwonych. Kompletnie najlepszych na świecie.
Jeszcze rok temu wydawało mi się, że nie da się takich oliwek spotkać w Polsce. Wszak Portugalczycy mają oliwki świeże, prosto z drzew i mogą je robić sami u siebie. U nas pojawiły się jednak oliwki na wagę. W tych czułem nadzieję, ale pomimo cen niemal jak za ogórki małosolne w środku zimnej zimy, czyli zaporowych, nie powaliły mnie nigdy. Straciłem nadzieję. Na szczęście w jednym ze sklepów, dość dużych i na L (ale nie tym tanim konkurującym z portugalskim owadem) w Warszawie rzucili jakieś pół roku temu oliwki Fragata z serii snack’n olive (nie to nie jest reklama, nikt mi nie płaci) w oliwie i różnych ziołach. Są cztery wersje i są genialne. Z tych, które można u nas kupić najlepiej przypominają smak tych moich ukochanych portugalskich z przystawek. Zresztą kto do mnie przyjdzie i je spróbuje, czuje to samo. Znikają w mig.
Wczoraj jednak uznałem, że może sam przygotuje i sprawdzę czy da się zrobić coś podobnego. No i tak powstały właśnie te czarne oliwki idealne na przystawkę. Umyte z okropnej zalewy, zalane oliwą i przyprawione dość intensywnie. Wyszły całkiem całkiem. Myślę, że z tymi Fregaty mogą spokojnie konkurować. Dlatego naprawdę polecam, bo podobno nie są kaloryczne i są piekielnie, nie tylko ostre, ale i zdrowe. Próbujcie 🙂
Metryczka:
Czas przygotowania: 5 minut
Czas oczekiwania: 20 godzin
Dla ilu osób: dla ilu chcesz
Ile ma kalorii: bez kalorii
Składniki oliwki trochę po portugalsku:
- oliwki czarne (bez pestek, takie zwykłe w zalewie)
- 1 łyżeczka suszonego oregano
- pół czerwonej papryczki chili
- czarny świeżo mielony pieprz
- 1 ząbek czosnku
- czerwona suszona papryka
- sól
- oliwa z oliwek
Przepis na oliwki w ziołach i papryczce ostrej:
Oliwki przepłukałem i przełożyłem do miski. Ząbek czosnku obrałem, rozgniotłem i pokroiłem na cienkie plasterki. Dodałem do miski z oliwkami. Papryczkę umyłem, przekroiłem na pół i pokroiłem też w paski. Dodałem do oliwek i czosnku. Wszystko popieprzyłem czarnym świeżo zmielonym pieprzem, dodałem łyżeczkę suszonego oregano, pół łyżeczki czerwonej suszonej papryki i szczyptę soli.
Wszystko zalałem oliwą z oliwek, przykryłem folią aluminiową i wstawiłem do lodówki na 20 godzin. Po to, żeby oliwki nabrały idealnego aromatu. Przed podaniem odsączyłem częściowo z oliwy. Oliwki nadają się idealnie na przystawkę podawaną z świeżym pieczywem. Smacznego!
BTW myślę, że tak samo można przyrządzić też oliwki zielone, tylko muszą być bez dodatków (u nas jednak najczęściej sprzedaje się zielone oliwki z dodatkami, a czarne zazwyczaj bez).