Śledź prawie po żydowsku

Byłem dzisiaj w markecie i przechodząc obok stoiska z rybami, wpadła mi w oko śledzie. Ostatnio śledzie to raczej konsumowałem przy spożyciu w miejscach a la przekąski – zakąski (muszę przyznać, że u tego dłużnika Warszawy Adama G. mają zupełnie przyzwoitego śledzia).

Ostatnio też w czasie wakacji, kiedy byłem nad polskim morzem, w uroczej miejscowości Jantar (uroczej to może jednak ciut za dużo powiedziane, chociaż ze zgranym towarzystwem, potrafiło być… klimatycznie – stąd pewnie nad morzem opłata klimatyczna). No jakoś tak się kojarzy mi, że nad morzem to trzeba jeść ryby (nad polskim głównie z Chin). Jednak sytuacja była dość osobliwa, ponieważ w zasadzie to w miejsce, w którym jadłem w sumie najlepsze śledzie nad polskim morzem, poszliśmy na śniadanie. Na śniadanie i to na pizze.

Tak, pizza na śniadanie, nie jest ok. Ale jeśli to śniadanie jest o 12.00 to jest już trochę lepiej. Niemniej jednak nie miało być o pizzy, a o śledziach. Bo pizza była okropna. W tej knajpie moją uwagę zwróciła lodówka stojąca przy barze. A w niej z 4 rodzaje śledzików. W postaci z cebulką, koreczków, w samym oleju, w pomidorach… Było jednak jedno ale. Ponieważ na lodówce była kartka, a w lodówce prócz śledzi, również potężna armata marki Bols. No i co pisali mądrzy ludzie na kartce? Więc pisali, że śledź jest za darmo… tylko do każdej kupionej lufy.

No ale śledź skusił i nie powiem, przed 13.00 mocnych alkoholi nie zdarza mi się często pić. Ale kilka śledzików poszło.

Takie domowe śledzie, to kojarzą mi się głownie z wytworami mojej mamy, która dość regularnie je przyrządzała. No więc dzisiaj w tym sklepie postanowiłem sięgnąć po najlepsze znane mi wzorce. Czyli zrobić śledzie podobne. Kupiłem tylko śledzie i koperek, bo w zasadzie tylko tego brakowało mi do przepisu no i do dzieła.

Oczywiście to nie wszystkie składniki, listę znajdziecie niżej. Ale o jednym muszę napisać parę słów więcej. Dostałem w weekend w prezencie, nie, nie chodzi o salami (której już nie ma i chcę o niej zapomnieć), korniszonki marki Urbanek. No i dosłownie łezka w oku.

Nie, to nie tak, że mam do korniszonów jakiś niezwykły sentyment. Bardziej do firmy Urbanek. Nie wiem czy wiecie, ale to jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich marek w… Mongolii. Stąd ta łezka w oku. Dzisiaj napiszę tylko tyle, w Mongolii byłem 7 (słownie: siedem) razy. No i jak pierwszy raz byłem w 1999 i w sklepie zobaczyłem na półkach słoiki z ogórkami i kompotami Urbanek (i to z polskimi etykietami), to prawie padłem. Wtedy nie było Instagramów, Fejsbuków, ba nawet komórki nie mieliśmy w tej podróży (a pierwsza trwała dwa i pół miesiąca), więc nie było sharów i lajków. Ale we łbie siedzi takie co pamięta, no i łezka w oku. O Mongolii na pewno jeszcze kiedyś napiszę, także w kontekście kulinarnym. Może postaram się zrobić nawet kiedyś huszury? Dwa razy już robiłem i wyszły, ale z kilka lat temu.

Tymczasem wracam do śledzi. Czemu „prawie po żydowsku”? Bo cholera wie jakie są te po żydowsku, a te z koperkiem jakoś mi się tak kojarzą 🙂

Metryczka:

Czas przygotowania: 15 minut

Dla ilu osób: dla 4 osób

Ile to ma kalorii: rybka lubi pływać, a jak wiecie woda jest kaloryczna

Składniki na łatwego śledzika:

  • 400 gram filetów śledziowych solonych a la matjas (u mnie było to 8 płatów śledziowych)
  • 1 duża cebula
  • pół średniej wielkości cebuli czerwonej
  • 4 łyżki oliwy z oliwek (tam wiem, ale taką tylko mam)
  • pęczek koperku
  • 8 małych korniszonów (ja miałem Urbanek)
  • czarny mielony pieprz
  • ostra mielona papryka
  • pieprz kolorowy (w całości)

Przepis (będzie słono, bo ryba choć nie z Bałtyku, to jakby nasza, słona taka):

Filety śledziowe przełożyłem do dużego garnka. Zalewę wylałem  (nie ma co po niej płakać). Śledzie dokładnie umyłem  iwypłukałem kilkanaście razy. Potem odstawiłem w wodzie jeszcze na kilkanaście minut i poszedłem się pobawić z Ninką. Po tym czasie dokładnie kilka razy wypłukałem raz jeszcze. Chodzi o to, że śledzie z takiej zalewy są piekielnie słone. Nie nadają się do jedzenia. Więc warto spróbować kawałek czy nie są jeszcze zbyt słone. Moje były już ok (jeśli Wasze nie są, płuczcie do osiągnięcia akceptowalnej i przyjemnej ilości soli w rybie),  więc odstawiłem je w czystej wodzie i zabrałem się za przygotowanie dodatków.

Dokładnie umyłem i wysuszyłem koperek. Pokroiłem go drobno. To samo zrobiłem z cebulami (czyli kroimy drobno). No i do tego (tu też bez zmian) pokrojone korniszony.

Śledzie dokładnie osuszyłem papierowymi ręcznikami, pokroiłem w kawałki 2 – 3 centymetrowe i przełożyłem do plastikowego podłużnego plastikowego pudełka do żywności z przykrywką (idealnie też nadaje się słoik z nakrętką). Garstkę kolorowego pieprzu rozgniotłem w rękach nad śledziami i w całości  (nawet tą niezgniecioną) wysypałem na śledzie. Do tego dodałem trochę pieprzu czarnego (tym razem już zmielonego) oraz ostrej mielonej papryki.

Śledzie wymieszałem z przyprawami i dorzuciłem do nich pokrojoną cebulę (białą i czerwoną), koperek oraz korniszony. Dolałem 3 – 4 łyżki oliwy z oliwek. Dokładnie wymieszałem. Pudełko szczelnie zamknąłem i do lodówki. Pierwszą degustację przeprowadziłem po 4 godzinach od wstawienia do lodówki, ale wiem że najlepsze będą jutro i pojutrze. Dojdą do najwyższej klasy. Niezwykle proste danie, ale z bułką z masełkiem idealne na kolację. No i pod kielicha, ale to w towarzystwie 🙂 Smacznego!

 

baner_eboka

sledz_po_zydowsku

Zobacz podobne przepisy:

Komentarze

Fatal error: Uncaught Exception: 12: REST API is deprecated for versions v2.1 and higher (12) thrown in /wp-content/plugins/seo-facebook-comments/facebook/base_facebook.php on line 1273